...poranne przebudzenie bywa ciężką próbą cierpliwości
i panowania nad sobą.
zbyt łatwo przychodzi mi, niewyspanej, generować słowa o podwyższonej wartości irytacji i decybeli.
szybko wychodzę na balkon, gdzie widoki, powietrze i światło dnia dość szybko odsuwają niekorzystne poranne odczucia pozbawione kontroli zbyt często.
...postać Picassa w mężczyźnie ukazującym plecy
z mojego punktu patrzenia;
...pieknie skomponowana z chodnikową ścieżką
i zielenią otaczającą bloki sylwetka dziewczyny w stroju złożonym z bladego różu i gładkiej, niezobowiązującej zieleni;
...drzewo widziane z góry rosnące na niemalże kiczowatej zieloności trawy bijącej intensywnością i rozświetleniem drgającym w źdźbłach murawy;
liście, jak kiście winogron słońcem perliście rozedrgane,
tworzące krople połyskliwe, jak okrągłe, wszystkowidzące Oczy.
...zamglony obraz poranka, opary wilgoci unoszą się nad łąką lekko oświetloną wstałym dopiero słońcem. promienie solarne przenikają przez mgłę , która wzniosła się kilka metrów nad ziemią nie dotykając moich nagich stóp. rozbielony kolor traw, Turnerowskie rozmycie kształtów
w atmosferycznej kompozycji pejzażu miejskiego.
współistnieją obok siebie dwa światy. ludzkie budowle, konkretne, stabilne, nieruchome współczesne jaskinie mieszkalne i ostoje architektoniczne dla użytku publicznego. rozwijają się coraz doskonalsze konstrukcje komponowane razem ze światem natury, którą człowiek chce uczynić sobie posłuszną. ale to ona nadaje charakteru każdej chwili, każdej wzniesionej budowli, zmieniającej swą poetykę w zależności od panującej aury.
podobnie jest z kolorem i jego atrybutem - barwą. kolor jest jeden, barw może być wiele. jeśli dodamy pozostałe dwa artybuty - jasność i natężenie, zyskamy nieskończoną ilość konfiruracji, które dają zmienny obraz każdego kadru otaczającej nas rzeczywistości.
patrzeć i widzieć, dostrzegać, odświeżać wciąż oko.
...przez kalkę mgły zaburzona ostrość widzenia, rozproszone atomy mleka tworzą firankę pajęczą kamuflując wycinek życia. mętny powidok świetlny, pointylistycznie rozbita płaszczyzna obrazu, którą składam jak rozproszone kawałki puzzli. świetlistość barw rozbita na miliony cząsteczek, dyfuzja, tworząca niekończące się iluzje.
widok za oknem, niezmieniony w wyobraźni. wielka orkiestra muzyków uśpionych w ptasim trelu. dzienny koncert zmysłów. zestrojone precyzyjnie instrumenty zaspanych grajków uświęcają chwilę.
...i tak właśnie wstaję tuż po świcie. poranna mgła zaczyna już rozpraszać ciemności nocy. rozświetlane bladością kształty stają się coraz bardziej konkretne, chociaż jeszcze zaspane, powoli aktywnieją. nieśmiałe blaski słońca przenikają przez wilgoć rannej rosy. romantyczna aura budzącego się świata. promienie rozgrzewają zastygłe budynki, ocieplają mokre łąki, upojone swą wilgocią, przenikają przez zziębnięte wczesnojesienne liście drzew.
jeszcze noc ostatkiem sił walczy z blaskiem dnia, aby za chwilę odejść dostojnie na drugą stronę globu. pojedyncze głosy podniebnych aniołów skutecznie rozgarniają mrok. tylko ludzie pragną jeszcze w nim pozostać. czarno ubrani przemierzają ulice, pędząc, jak codziennie. bezdźwięczne ciemne postacie, jak widma, jak cienie przemieszczają się, by zadośćuczynić powinnościom...
liście, jak kiście winogron słońcem perliście rozedrgane,
tworzące krople połyskliwe, jak okrągłe, wszystkowidzące Oczy.
...zamglony obraz poranka, opary wilgoci unoszą się nad łąką lekko oświetloną wstałym dopiero słońcem. promienie solarne przenikają przez mgłę , która wzniosła się kilka metrów nad ziemią nie dotykając moich nagich stóp. rozbielony kolor traw, Turnerowskie rozmycie kształtów
w atmosferycznej kompozycji pejzażu miejskiego.
współistnieją obok siebie dwa światy. ludzkie budowle, konkretne, stabilne, nieruchome współczesne jaskinie mieszkalne i ostoje architektoniczne dla użytku publicznego. rozwijają się coraz doskonalsze konstrukcje komponowane razem ze światem natury, którą człowiek chce uczynić sobie posłuszną. ale to ona nadaje charakteru każdej chwili, każdej wzniesionej budowli, zmieniającej swą poetykę w zależności od panującej aury.
podobnie jest z kolorem i jego atrybutem - barwą. kolor jest jeden, barw może być wiele. jeśli dodamy pozostałe dwa artybuty - jasność i natężenie, zyskamy nieskończoną ilość konfiruracji, które dają zmienny obraz każdego kadru otaczającej nas rzeczywistości.
patrzeć i widzieć, dostrzegać, odświeżać wciąż oko.
...przez kalkę mgły zaburzona ostrość widzenia, rozproszone atomy mleka tworzą firankę pajęczą kamuflując wycinek życia. mętny powidok świetlny, pointylistycznie rozbita płaszczyzna obrazu, którą składam jak rozproszone kawałki puzzli. świetlistość barw rozbita na miliony cząsteczek, dyfuzja, tworząca niekończące się iluzje.
widok za oknem, niezmieniony w wyobraźni. wielka orkiestra muzyków uśpionych w ptasim trelu. dzienny koncert zmysłów. zestrojone precyzyjnie instrumenty zaspanych grajków uświęcają chwilę.
...i tak właśnie wstaję tuż po świcie. poranna mgła zaczyna już rozpraszać ciemności nocy. rozświetlane bladością kształty stają się coraz bardziej konkretne, chociaż jeszcze zaspane, powoli aktywnieją. nieśmiałe blaski słońca przenikają przez wilgoć rannej rosy. romantyczna aura budzącego się świata. promienie rozgrzewają zastygłe budynki, ocieplają mokre łąki, upojone swą wilgocią, przenikają przez zziębnięte wczesnojesienne liście drzew.
jeszcze noc ostatkiem sił walczy z blaskiem dnia, aby za chwilę odejść dostojnie na drugą stronę globu. pojedyncze głosy podniebnych aniołów skutecznie rozgarniają mrok. tylko ludzie pragną jeszcze w nim pozostać. czarno ubrani przemierzają ulice, pędząc, jak codziennie. bezdźwięczne ciemne postacie, jak widma, jak cienie przemieszczają się, by zadośćuczynić powinnościom...